I disappear


Dźień... którego właściwie mogłoby nie być... nie obraziłbym się, taki właśnie dzisiaj mamy dzień 06.06.06... dzień, o którym najlepiej zapomnieć i nigdy już więcej sobie o nim nie przypominać... więc po co w ogóle ta notka? ona jest sama w sobie zaprzeczeniem swojej treści... dlatego ją pisze... a może to tak poprostu dla przestrogi? cel jest nieważny, ważne jest to co dzisiaj miało miejsce, a miało miejsce wiele rzeczy, o których nie napisze :) mogę jedynie napisać z weselsych rzeczy, że jutro się przeprowadzam, więc to ostatnia notka z tego miejsca, następne notki będą robione z miejsca oddalonego o jakies 100m... a może 96... albo 105... nieważne, kiedyś jak już zmierze odległość, dodam prawidłową wartość :) no wiadomo skoro przeprowadzka to masa noszenia różnych dziwnych rzeczy udających posiadanie wartość dla ich właścicieli (w tym wypadku dla mnie i moich rodziców)... do tego masa pakowania, przeglądania starych rzeczy... nawet bardzo starych... nawet takich które niczym ten post przypominają nam o rzeczach o których wcale nie chcemy sobie przypominać... a to wszystko w samym środku najcięższego tygodnia w tym semestrze... ale to nic, to jest jedynie czubek góry lodowej która to postanowiła w ostatnich czasach się jedynie powiększać o kolejne części, zamiast topić... jak należy... tak jak to robi każda przyzwoita góra lodowa symbolizująca problemy młodego człowieka o tej porze roku! no nic trudno się mówi... może wakacje pomogą... masa wolnego czasu... masa wolnego czasu... masa wolnego czasu... i świadomość że możnaby robić coś wartościowego... dlatego ściągnąłem "Symfonie C"... to mi pozwoli mieć poczucie spokoju... tak... trzeba zaplanować sobie spokój w wakacje, bo inaczej może nie wyjść, bo tyle już rzeczy sie powoli psuje... od wewnątrz... tam gdzie najłatwiej o popsucie... no nic nie męcze dalej tych tematów... :) pozdro miśki

0 komentarze:

Prześlij komentarz